środa, 3 lutego 2016

Taki nasz zwykły dzień

Dziś był bardzo miły dzień :)
Zaczął się jak zwykle od porannej rozgrzewki przy muzyce i przy harcerskich pląsach.
Następny punkt programu to poranny apel. Potem śniadanko przygotowywane przez harcerzy - tak, tak, na zimowisku też są służby :) Ale chyba jakoś nikt nie narzeka... Po śniadaniu standardowo - sprawdzanie porządków w pokojach.
A dziś  rano  mieliśmy jeszcze wizytację z kuratorium - oczywiście, jak zwykle, bez zastrzeżeń i uwag - wszystkie niezbędne zaświadczenia, oświadczenia, uprawnienia itd. itp... były na swoim miejscu, więc była to czysta formalność.
Staramy się codziennie wykorzystywać potencjał miejsca, gdzie jesteśmy i czerpać całymi garściami z bogactwa historii i tradycji.. W ramach naszych podróży śladami historii Krakowa dziś wybraliśmy się na autokarową wycieczkę po Krakowie. Z okien piętrowego autobusu oglądaliśmy Kraków, słuchając jednocześnie w słuchawkach przeróżnych opowieści - zarówno krakowskich legend, jak i wielu ciekawostek o historii Krakowa tej dawniejszej i tej z XX wieku, o mijanych zabytkach, o ludziach Krakowa. Potem było trochę czasu wolnego - niektóre patrole wykorzystały go na zakupy (bo jakżesz w Krakowie pamiątek nie kupić... ) inni, jak widać na załączonych obrazkach, na czekoladowe przyjemności.
Wróciliśmy tuż przed obiadem. Po obiedzie - jak to na wyjazdach harcerskich bywa - jest LB (dla niewtajemniczonych: Leżenie Bykiem).
Po LB - podwieczorek: dziś serwowaliśmy jabłka i "góralki".
O 16 rozpoczęły się popołudniowe zajęcia: zuchy miały dziś zajęcia razem z harcerzami. To się chyba nazywało "bieg po czekoladę"...
A ponieważ do kolacji była jeszcze godzinka, więc druh oboźny odgwizdał alarm mundurowy i zrobił harcerzom zajęcia z musztry.
Po kolacji (podobnie jak śniadanie, przygotowywanej przez harcerzy) odbyły się zajęcia o subkulturach prowadzone przez Jonasza i Wojtka.
A jeszcze w międzyczasie, tuż po kolacji rozległo się wołanie druhny Doris: zapraszam po leki i na syrop! Proszę mi wierzyć, albo nie... ale po tym wołaniu otworzyły się wszystkie drzwi na raz i wszystkie zuchy i harcerze biegli na wyścigi w kolejkę po syrop. Syrop z cebuli (produkowany masowo przez druhnę Doris). Oczywiście mamy dwóch czy trzech zatwardzialców (z tych trochę starszych), którzy zarzekają się, że nie wezmą tego syropu do ust... No bo jak to tak, z CEBULI???   Będziemy jeszcze nad nimi pracować, wszakże profilaktyka jest tańsza od leczenia.
A na koniec dnia był jeszcze jeden alarm mundurowy - ale to już nie była musztra, tylko harcerski kominek poprowadzony przez Dominikę :)
Chciałam tutaj jeszcze powiedzieć (napisać), że w tym roku większość zdjęć zawdzięczacie Państwo druhnie Sylwii O., która zabiera swój aparat ze sobą wszędzie i chwała Jej za to. Ja na koniec dnia zgrywam sobie te 300 zdjęć zrobionych w ciągu dnia i wybieram i przebieram...
Miłego oglądania życzę. Dobranoc :)













































































2 komentarze:

  1. I to jest TO. Kochani, mam nadzieję, że panosząca się grypa nie pokona magicznego syropu (a myślę, że moja pociecha staje jako pierwsza w kolejce - jako jego wielka amatorka)i wszyscy jesteście zdrowi i zadowoleni (no, może poza tymi, którzy kroją cebulę na owo panaceum). Szybki internet to jednak jest coś. Zdjęć dużo i to dużych!. Lucy - wieeeelkie dzięki!! Sylwia O.- również!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sylwia O. Brawo! Pięknie nam to obrazujesz.
    Nudy nie ma a to najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń